top of page
muzeumkarolewa

Wywiad Danuty Pospiech z panem Karolem Popławskim

Zaktualizowano: 7 maj 2020


Danuta Pospiech: Witam serdecznie. Pan Karol Popławski będzie mówił nam o Karolewie i o swojej rodzinie, która od wielu lat tu funkcjonuje.

Karol Popławski: Dokładnie roku nie pamiętam, ale po wojnie mój dziadek tutaj zamieszkiwał, w tym lokalu. Z początkiem lat 60-tych, lokal został przekształcony na użytkowy i od tego roku, bodajże od sześćdziesiątego drugiego albo trzeciego, mój tata prowadził tutaj działalność w zakresie szewstwa. Dziadek był Łodzianinem. Był zapaśnikiem – mistrzem Europy w zapasach, występował na arenach cyrkowych.

D.P: Jakie imię dziadka?

K.P: Ludwik Popławski. Dużo pamiątek jest w Warszawie, w Muzeum Sportu. Jego kolegą był mistrz świata w zapasach – Zbyszko Cyganiewicz.

D.P: A to już bardzo znane nazwisko.

K.P: Bardzo znane, tak, to kolega dziadka. Mój tata też się sportem troszkę interesował. Po wojnie ćwiczył gimnastykę artystyczną na przyrządach.

D.P: A jak się stało, że zajęła się rodzina szewstwem?

K.P: Tata był wywieziony do Niemiec i tam trafił do Niemca, który prowadził zakład i po prostu tak się nauczył zawodu.

D.P: I tak wynajęliście Państwo lokal na Wileńskiej 45?

K.P: To był lokal mojego dziadka, w którym mieszkał i później dziadek przekształcił go na lokal użytkowy. Tak to wyszło, bo tak to tata pracował w jakiejś spółdzielni. No, a później to już swoją działalność prowadził w tym miejscu.

D.P: I Pan przejął jakby spuściznę po rodzicu.

K.P: Znaczy tak, w tych burzliwych latach 80-tych, tata był aresztowany za działalność antypaństwową. I miałem taką panią w Wydziale Handlu i Usług, która mi podpowiedziała, żeby po prostu przyjąć tą działalność na siebie i tak się stało. No i później tata tam siedział kilka miesięcy i po opuszczeniu pracował u mnie. Odwrotnie, ja u niego wcześniej a on teraz u mnie. No i tak to się działo.

D.P: A jak ten Karolew? Jak w Państwa życiu funkcjonuje Karolew?

K.P: Znaczy, ja tutaj mieszkałem wcześniej, na Wróblewskiego, za tą, nie wiem, jak tam… ciepłownia, chyba tak, za „Gosią”. I w 65-tym roku tutaj, jak po tej stronie Wileńskiej powstawało nowe osiedle, no to tato dostał większe mieszkanie i po prostu się tu przenieśliśmy. I od sześćdziesiątego piątego roku tutaj mieszkamy. Tu mieliśmy działkę na terenie tych ogrodów pracowniczych. I cały czas związany z Karolewem jestem.

D.P: A jak Pana dzieciństwo wyglądało? Gdzie Pan chodził do szkoły?

K.P: Szkoły… chyba w połowie II albo III klasy podstawowej, chodziłem do szóstki, później zacząłem bliżej. Była taka nowa szkoła – sto dziewięćdziesiąta druga bodajże. Czyli tutaj skończyłem tą podstawową. Szkołę średnią… w dwudziestym szóstym Liceum byłem, w klasie o profilu sportowym.

D.P: Czyli tradycje rodzinne.

K.P: Tak, tak. Tylko zdrowie mamy jakoś tak nie pozwalało, żeby kontynuować, bo myślałem właśnie o jakiejś tam szkole cyrkowej, czy kaskaderskiej, może o AWF-ie. Ale mój tata też mnie namawiał, żeby ten zawód kontynuować. Także po ukończeniu szkoły, zrobiłem maturę w tym liceum, trafiłem do Zakładów Sprzętu Ortopedycznego – to był taki warszawski oddział tej firmy na Wólczańskiej. Tam się nauczyłem zawodu, no i do dzisiaj pracuję.

D.P: Jest Pan znaną postacią tutaj na Karolewie, bo wszyscy mówią o Panu z sympatią. Proszę jeszcze powiedzieć, tu był kiedyś cmentarz ewangelicki, czy Pan go pamięta?

K.P: Tak, pamiętam, w kierunku ulicy Retkińskiej. Pamiętam tą bramę z napisem „Memento mori” i jeszcze w okresie tych świąt – Wszystkich Świętych, pamiętam właśnie znicze, tak… nieliczne, ale jeszcze się paliły. Później była ekshumacja i powstało…

D.P: Osiedle?

K.P: To znaczy, plac…

D.P: Zabaw, chyba tak?

K.P: Zabaw… i częściowo chyba przedszkole tam jest też na terenie tego cmentarza.

D.P: A likwidacja tego cmentarza, kiedy nastąpiła?

K.P: Proszę Pani, nie sięgam aż tak pamięcią. Może końcówka lat 60-tych, może początek 70-tych, nie wiem.

D.P: A jeszcze, jakie najmilsze ma Pan wspomnienia na Karolewie? Co tutaj się Panu wydarzyło? Poznał Pan żonę?

K.P: Nie, nie. Znaczy, ogólnie darzę sympatią to osiedle i dzieciństwo spędzone, pamiętam, działkę mieliśmy tutaj. Ulica całkiem inaczej wyglądała, tak zwane „kocie łby”, rynsztoki po bokach, puszczaliśmy zapałki w tych spływach.

D.P: W kapsle pewnie się grało?

K.P: Grało się też w kapsle. Na ogół było sympatycznie (…)

D.P: Bardzo, bardzo dziękuję.

K.P: Dziękuję również.


60 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page