D.P: Panie Kubo, witam serdecznie. Dziękuję, że Pan się zgodził na opowieść o Karolewie. Wiem, że Pan jest warszawiakiem z urodzenia i przywędrował tutaj po wojnie do Łodzi z mamą, z rodziną i w latach sześćdziesiątych zamieszkał Pan tutaj, na Karolewie. Proszę powiedzieć, jak Pan pamiętał tamten Karolew i co ciekawego zdarzyło się w Pana życiu tutaj, jeśli chodzi o Karolew?
R.K.G: Sam Karolew?
D.P: No tak, ograniczamy tylko...
R.K.G: No to jest oczywiste, tak. No Karolew, właściwie jego zasadnicza rzecz, to znaczy duża ilość natury: ogrodów, lasów, zagai różnych się nie zmieniła. Nadal, na szczęście ta ilość drzew, która była, jest i istnieje i dlatego mi się ta dzielnica bardzo spodobała, dlatego wybrałem ją tutaj na gniazdo. No i to chyba jest najważniejsze. A co na przykład mogę powiedzieć negatywnego, że w tej chwili jest dużo... no mamy XXI wiek. Straszna ilość samochodów z niekorzyścią właśnie dla natury. I żałuję tylko, że na przykład, że nie bierzemy przykładu z Finlandii, gdzie na przykład w tej naturze jest też brud ale ona jest pożeniona z cywilizacją w takim sensie, że jedno drugiemu nie przeszkadza, jedno drugiemu nie zawadza i się nie... nie konkurują ze sobą jakby. A tutaj, w tej chwili, także w Karolewie, bo to widać tą tendencję w całej Polsce, ale w Łodzi szczególnie chyba, gdzie ten skarb, który mamy... bo nie znam miasta w Polsce, które miałoby tyle przepięknych parków i przestrzeni natury.
D.P: Był Pan związany ze środowiskiem plastyków z uwagi na wykształcenie. Jest Pan wybitnym artystą plastykiem, grafikiem, rysownikiem, jest Pan kolekcjonerem sztuki, zna Pan środowisko plastyków. Proszę powiedzieć, ilu artystów tu mieszkało i miało pracownie?
R.K.G: To trudno mi powiedzieć, bo nie prowadziłem żadnej takiej biurokracji. Natomiast pamiętam doskonale, że na przykład w bloku, w którym ja miałem… mam do dzisiaj pracownię, jeszcze ją mam, choć pewnie nie za długo już to będzie, z różnych powodów, mieszkało kilku naprawdę świetnych twórców. Między innymi Andrzej Gieraga, Andrzej... dwóch Andrzejów, właśnie.. no wyleciało mi nazwisko, ale to był... Kabała. Andrzej Kabała, tak, tak. No i jeszcze kilku innych by można wymienić, ale oni się już dość dawno stąd wynieśli, prawda i jakoś od wielu lat na horyzoncie ich tutaj nie widuję w Karolewie.
D.P: Na ulicy Karolewskiej była galeria. Miała nazwę „76”. Czy Pan w jakiś sposób był związany z tą galerią?
R.K.G: No ta galeria była aktywna. Obecnie, nomen omen tam jest bank, „banczek” można powiedzieć, tak, tak.
D.P: Miał Pan wystawy w tej galerii?
R.K.G: I ona była dość ciekawie prowadzona dlatego, że było dużo wystaw i to wystaw takich niebanalnych, bym powiedział, gdzie dobre nazwiska się pojawiały. Ja miałem akurat, ponieważ, no byłem członkiem tej społeczności Karolewskiej - to jednym z tych wystawiających byłem akurat ja. I wtedy mi wpadło do głowy, ponieważ jedna z moich córek przejawiała większe zainteresowanie plastyką, niż druga. Choć obydwie były uzdolnione, nie wiem po kim? ( śmiech) Zrobiliśmy sobie wspólną wystawę. To znaczy trzy ściany były moje a jedna ściana była mojej malutkiej córeczki.
D.P: Czyli pokoleniowo.
R.K.G: Tak, tak, no i tak pół żartem pół serio, ale zrobiliśmy poważną wystawę w końcu. Ja ją dobrze wspominam. To co prawda, ja nie zrobiłem tej wystawy tutaj wyłącznie... prace nie były wyłącznie tylko na tą wystawę zrobione ale to był zestaw moich prac z ostatnich kilku lat w ówczesnym czasie. Dobrze to wspominam, dużo było ludzi, sympatycznych, którzy, no już mnie znali z innych wystaw, z innych moich poczynań, ale tu byli zaskoczeni, że na osiedlu, zwykłym osiedlu, jakimś prowincjonalnym prawie że, bo wtedy jeszcze Retkini nie było, może zaistnieć coś takiego jak tego rodzaju wystawa.
D.P: A proszę powiedzieć, co było przyczyną upadku tej Galerii? Dlaczego ją zlikwidowano? Czy przyczyny ekonomiczne, czy po prostu środowisko plastyków łódzkich nie obroniło tej przestrzeni? Bo ja sama tak się zastanawiałam...
R.K.G: Ja myślę, że wie Pani, to by trzeba spytać Wszystkich Świętych, tak mi się wydaje. Dlatego, że na pewno nie przyczynili się do tego twórcy. To wykluczam, to absolutnie. Tylko powody musiały być według mnie, powody ekonomiczno-społeczne. Zły wybór, po prostu nie taki, jaki to ma miejsce w krajach Skandynawii, gdzie na przykład cały.. wszyscy twórcy są uważani za „ule narodu”… „ule”, prawda - że to my tworzymy ten miód, prawda i dzięki temu żyjemy.
D.P: Szanuje się inteligencję artystyczną, tak.
R.K.G: Po prostu ludzi twórczych, ludzi twórczych. Nie tylko szanuje się, ale się po prostu im daje wszelkie możliwe warunki, żeby mogli istnieć, co w tej chwili jest w sposób... wyraźny zaniedbane. Po prostu poszło to na złe tory.
D.P: A co Pan jeszcze pamięta? Już pomijam teraz sprawy galerii, co Pan pamięta
takiego najcharakterystyczniejszego dla Karolewa? Rozumiem, fabryka „Femina” prawda, willa Plihala jedna, druga, szpital Madurowicza, ale co dla Pana było takim miejscem, nie chcę powiedzieć takim kultowym, ale takim miejscem charakterystycznym na które Pan z przyjemnością patrzył, myślał o tym miejscu? Wiem, że tutaj funkcjonowało kino „Polesie” był dworzec Łódź Kaliska - piękny stary dworzec, który niestety został zniszczony.
R.K.G: No już dawno tak, niestety...
D.P: Kino dworcowe, prawda? Co Panu tu przychodzi... ta przestrzeń zieleni najbardziej chyba myślę, tak?
R.K.G: No na pewno nie jest to najciekawszy z wszystkich ośrodków tutaj parkowych, że tak powiem Park Poniatowskiego. Ale Park Poniatowskiego był taką klamrą łączącą.. na szczęście się uchował - łączącą Śródmieście z Retkinią, prawda i z Karolewem właśnie. I to było, to był taki… najczęściej tam się bywało jakby w swoim czasie. Natomiast, no cały Karolew można powiedzieć to jest jeden zestaw wielu parków: większych, mniejszych, no na skalę... ja nie znam drugiego, mówię, miasta w Polsce, które by miało takie możliwości tego rodzaju.
D.P: Czyli ta szara Łódź jest po prostu…
R.K.G: niesprawiedliwym określeniem - raczej zielona Łódź. No ale ta zielona jest właśnie szara. To o to chodzi, że ona jest, bo... na szczęście się natura broni. Natomiast, no wprowadza się tutaj różne, różne, nie będę tu wyliczał właśnie wtręty, które burzą ten porządek, które zamiast podkreślać to wszystko, to raczej niszczą, naturę niszczą.
D.P: Mieszka się tu Panu dobrze Panie Kubo, tak?
R.K.G: No i tak i nie.
D.P: A dlaczego nie?
R.K.G: To jest wiele czynników, to jest wiele czynników się na to składa dlatego, że ja mam to porównanie właśnie, tej kompozycji idealnej, skandynawskiej, którą dość dobrze poznałem i tego bezhołowia, że tutaj „każdy sobie rzepkę skrobie”, że tu bardzo mało jest wspólnej myśli i interes jednostki jest ważniejszy od interesów wszystkich. I to mnie najbardziej drażni, także tu na Karolewie.
D.P: A dobra strona Karolewa?
R.K.G: No że jest, że jeszcze jest.
D.P: No, to tym optymistycznym akcentem zakończymy. Bardzo serdecznie dziękuję.
R.K.G: A, i żeby był jeszcze, oczywiście to jest najważniejsze. Był i żeby był coraz lepszy, bo są możliwości, są ludzie, którzy jednak dbają o to, myślą o tym, tylko trzeba przezwyciężyć pewien sposób myślenia, według mnie. To będzie bardzo trudne, bo to już ćwierć wieku jakoś jest wdrażana ta sytuacja, byłbym powiedział… egocentryczna. I to trzeba by zmienić.
D.P: Bardzo dziękuję.
R.K.G: I ja dziękuję.