top of page
muzeumkarolewa

Łódź od drugiego wejrzenia vol. 7 - Karolew

Zaktualizowano: 7 maj 2020



Wycieczka inscenizowana „Łódź od drugiego wejrzenia vol. 7 – Karolew” Nagranie i montaż wywiadów Joanna Orzechowska.

Scenariusz wydarzenia zrealizowanego 1 października 2016 roku

Autorki: Beata Arabska, Joanna Orzechowska

Scena I

Miejsce akcji: ulica Krzemieniecka 2b

Na powitanie

A: W Łodzi nikt na nadmiar wolnego czasu nie narzeka. Fabryki huczą, a dziesiątki tysięcy robotników uwijają się przy krosnach. Ale na wszystko przychodzi czas: jest czas pracy i czas zabawy.

B: Robotnik pracuje od świtu do nocy, ale w niedzielę i święta ma wreszcie parę godzin dla siebie. Niektórzy idą do cyrku albo do piwiarni. Na Wodnym Rynku można wsiąść do wirującej karuzeli. Inni jeszcze spędzają czas wyłącznie na swoim podwórku, ale nie ma jak to zabawa tańcująca!

A: Na deskach w parku Kwela, aż drzazgi lecą jak się robotnicy do tańca wezmą! Dla robotnika czas zabawy to wrota do krainy baśni. Zwłaszcza wieczorem, gdy w rozgwieżdżone niebo wzbijają się fontanny sztucznych ogni!

B: A na Księżym Młynie jak fajka była to wszyscy bawili się do nocy. I wcale nie trzeba jechać do ogrodu zajezdnego Paradyż, albo na odpust na świętego Wojciecha na Stare Chojny. I nie jest koniecznym, by zabawę fabrykantów przez płot w Helenowie podglądać. Na naszym Karolewie też można miło czas spędzić.

Etiuda taneczna pt. w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca Łódź działającego przy Centrum kultury?

Scena II

Miejsce akcji: ulica Krzemieniecka 2b, dziedziniec fabryczny

U Plihala

B: Odkąd się w 1902 roku Kolej Kaliska tu posadowiła Karolew nabrał rozmachu. Ludzi przyciągała możliwość pracy przy jej budowie, a i fabrykanci szybko zwęszyli, że to będzie dobry adres pod budowę fabryki. Jak licytację w 1908 roku na zakup parceli ogłosili, to Leon Plihal szybko się zwiedział i teren ten zakupił. Dwa lata wcześniej Karolew przestał być wsią i do Łodzi przyłączony został.

A: Choć gazety nadal pisały, że dotąd na Karolewie ulice nie mają żadnych nazw, ani jednej nie ma tu latarni. Policja ukazuje się tylko w wypadkach nadzwyczajnych. Listy i depesze nie dochodzą. Nie ma ani jednej szkoły na Karolewie, z wyjątkiem od dawna istniejącej szkoły niemieckiej. Powrót do domu przez las jest niebezpieczny z powodu napadu bandytów, a w samym Karolewie podczas ciemnych wieczorów chodzić trzeba z latarkami!

B: Ale chyba trochę było w tych opisach za dużo dziennikarskiej sensacji. Plihal robił swoje i dobrze na tym wyszedł. Urodził się w Łodzi i to on zapoczątkował karierę rodziny, która pochodziła z Czech i przybyła tutaj z Kutnej Hory. Nestor rodu Mateusz, pierwotnie katolik, przeszedł z żoną na prawosławie. Leon był katolikiem, który poślubił ewangeliczkę. Dzieci zaś przyjmowały wyznanie ojca lub matki. Rodzina ta pokazuje jak barwną mozaikę wyznaniową stanowili dawni mieszkańcy tego miasta.

A: Pierwsza fabryka Plihala stanęła przy szosie Karolewskiej. Pod koniec XIX wieku pracowały już farbiarnia, suszarnia i kotłownia. Farbowano tam zarobkowo wełnę, bawełnę i przędzę wełnianą. Ale w 1911 roku Leon Plihal sprzedał swoją fabrykę i przeniósł się tutaj na Krzemieniecką. Początkowo działała tu tylko apretura i farbiarnia, ale już rok później przemysłowiec zajmował się wytwarzaniem trykotów. Realizował zlecenia na koszule, kalesony i fufajki.

B: W dobrej fufajce to człowiek nie zmarznie, choćby zima siarczysta przyszła – to i ludzie chętnie takowe kupowali! A ostatnio Plihal poszerzył asortyment i produkuje już bieliznę jedwabną, wyroby dziane, odzież sportową, bieliznę dla niemowląt, kostiumy kąpielowe i plażowe oraz słynną damską bieliznę elastyczną!

A: Plihal wykorzystuje koniunkturę na trykoty! Stały się one zupełnie eleganckim dessous. Można by rzec, iż bielizna bawełniana czy wełniana jest równie gustowna jak leciuchne tiule i muśliny, z tym, że w tej pierwszej nogi nie marzną. Trykoty przywiozły do Europy lubujące się w podróżach praktyczne Amerykanki. To one zmieniły zdecydowanie modę na kobiecą bieliznę. A Plihal na tym korzysta! Odkąd zdecydował się na trykoty zatrudnienie w jego fabryce zwiększyło się do ponad 500 osób.

B: Jego wyroby o uroczych nazwach Silkana, Elastikana, Maratti i Dżidżi noszą nie tylko panie w Łodzi, Katowicach i Warszawie, ale też w Wilnie i we Lwowie, gdzie przedsiębiorca ma swoje przedstawicielstwa. Każda może się dzięki temu przeistoczyć w elegancką damę!

A: Ja postrzegam siebie jako kobietę elegancką. Widzą państwo: suknię i kapelusz noszę bardzo proste, ale… dessous mam bardzo gustowne. Ale niech pan już sobie nie myśli, bielizna ta nie staje przeciw dobremu tonowi. Czy Panie myślą, że jest to wydatek aż nadto kosztowny? Przede wszystkim pierwszym warunkiem elegancji jest bielizna czysta i świeża, oraz dobrze umocowana. Nigdy nie uciekam się do pomocy szpilek i agrafek! Moje dessous jest zawsze całe, nigdy rozdarte! Ot cała tajemnica elegancji. Ładna bielizna jest jednym więcej wdziękiem kobiety!

B: Muszę Ci przyznać rację, że schludny wygląd można osiągnąć za niewielkie pieniądze. Gazety piszą dziś o tym, że przedsiębiorstwo przemysłu dzianego Plihal i spółka otwiera wkrótce swój trzeci sklep na Piotrkowskiej, pod numerem 288!

A: To wspaniała wiadomość. Z pewnością cieszy się już rzesza konsumentów zamieszkałych przy placu Reymonta. Cieszę się i ja. Będziemy mogły nabywać wyroby zakładu z wyeliminowaniem kosztów pośrednictwa. Co ważne! Sklep ów oferował będzie także towar nieco wybrakowany, acz przyzwoity, w cenach najniższych! Nawet przy minimalnym budżecie toaletowym każda łodzianka będzie mogła wyglądać szykownie. Plihal wydaje się znać potrzeby kobiet i w swoim asortymencie zaspokoi nawet najbardziej wysublimowane gusta. Ciekawe w jakich dessous chodzi jego żona?

B: Moja Droga, pozwolę sobie jednak dać Ci dobrą radę! Niektóre kobiety pod pretekstem oszczędności mają w zwyczaju po przyjściu do domu zdjąć suknię i eleganckie dessous i odziać się w lichą spódnicę albo w stary peniuar. Nie popełniaj błędu tych kobiet. Jak mąż wróci z pracy nie może zobaczyć w domu jakiegoś szkaradnego stworzenia w przygniecionych pantoflach. Wtedy tak patrzy i patrzy, i nie może się dopatrzeć, czy to jest rzeczywiście ta sama kobieta, którą poślubił przed ołtarzem.

A: Smutne to doprawdy, aby się stroić tylko dla obcych, a dla siebie samej nie mieć odrobiny kokieterii. Ale jak tu nie zdjąć w domu sukni przesiąkniętej kurzem ulicznym. Jak tu wtedy nie zarazić dzieci przyniesionymi mikrobami, jak tu nie zaplamić sukni w kuchni czy nie rozedrzeć o jakiś wystający mebel?

B: Odwieś swe ubranie na wieszadło, a załóż choćby suknię domową, niekoniecznie z koronek. Możesz sobie przecież kazać uszyć dezabilkę z materiału do prania. Ogromnie zrobi ci to do twarzy!

A: Wiem, wiem. Dziś kobieta nie musi ubierać się jak jej własna prababka i wyglądać jak te święte figury po kościołach, w nocnej koszuli zapiętej pod szyję i w ciężkich fałdach grubego jedwabiu.

B: Pamiętaj moja Droga! Jak się raz zdobyło męża to trzeba stale dbać o to całe mnóstwo szczegółów tualetowych. Jak chcesz męża zatrzymać dłużej w sypialni to włóż na siebie koszulę nocną o większej ilości ażurów. Nie musi ona posiadać wielu falbanek. Największą przecież ozdobą jest ciało kobiece w nią spowite! Dlatego pamiętaj - elegancka kobieta dba o siebie zarówno na wizycie jak i w domu. Między ubraniem a otoczeniem domowym powinna panować jak największa harmonia.

Scena III

Miejsce akcji: ul. Wileńska, przy dawnym kinie Polesie

Kino Polesie

A: Na Karolewie mieszkało wielu sławnych Karolów. Był Karol Kröning, założyciel Karolewskiej Manufaktury i Karol Plihal, młodszy syn Leona, tego od trykotów. Niektórzy wspominają też, że Plihal zbudował swą fabrykę na terenie, który dawniej do innego jeszcze Karola, Karola Lwa należał i ponoć nazwa Karolew właśnie od niego pochodzi.

B: Nic bardziej mylnego. Nazwa Karolew nie pochodzi od imienia żadnego z nich. A czy istniał Karol Lew – żadne źródła tego nie potwierdzają. Tu gdzie dzisiejszy Karolew posiadał w połowie XIX wieku swe tereny Mateusz Lubowidzki. Otrzymał je od cara Mikołaja, w nagrodę. Ponoć uratował Wielkiego Księcia Konstantego w ucieczce przed nacierającymi na Belweder podchorążymi. Ale sam nie chciał się tą ziemią zajmować. Przekazał on ją swojemu synowi Karolowi. Młody Lubowidzki część swojej ziemi wydzielił i na parcele zaczął sprzedawać zgodnie z umową spisaną u rejenta w Zgierzu w 1852 roku. I tak założył tu osadę, którą nazwał od swego imienia Karolewo.

A: Osiedliło się tutaj 15 niemieckich kolonistów i ochoczo wzięło się do pracy. Wykarczowali lasy, wybudowali drogę, szkołę, budynek dla gminy i cmentarz. Czynsz spłacali dopiero po 4 latach, kiedy już postawili swe domy. 30 lat później w osadzie Karolewo mieszkało już 220 osób w 26 domach.

B: Mieszkańcy Karolewa trudnili się sukiennictwem i tkactwem. A kiedy kolej kaliska zaczęła powstawać, wielu przy jej budowie znalazło zarobek, a i wielu nowych ściągnęło. Z zapałem wyrąbywali lasy i kładli tory, o rozstawie ogólnorosyjskim. Roboty trwały dwa lata. W roku 1902 wśród owacji tłumów wjechał na stację pierwszy pociąg. Blisko nowego dworca zamieszkali pracownicy kolei. A byli oni ze swej pracy dumni, a i poszanowanie u innych mieli.

A: W 1906 roku mieszkańcy Karolewa zgodzili się na przyłączenie osady do Łodzi. Mogli teraz sprzedawać swoje grunty na place budowlane. Czekali na nowe bruki, trotuary i oczywiście miejskie oświetlenie. A najbardziej im się podobało, że się droga do miasta skróciła. Przez las Karolewski wreszcie przeprowadzono ulicę.

B: Jak wybudowano tu kamienice to niedługo już nie 500, a 3000 ludzi tu mieszkało. A komorne było niewielkie. Tylko kamienicznicy kręcili nosem, że mało zarobią, bo podatek miejski był duży. Obok tych kamienic stały też nadal wiejskie chaty i rozciągały się gospodarstwa. Aż do samej wsi Retkinia.

A: Dziś na Karolewie to tak już bardziej po miejsku, ale po rozrywkę to najlepiej na Piotrkowską pojechać, bo tu nic nie ma. W Łodzi od dawna popularne jest kino. Każdy może sobie na taki luksus pozwolić.

B: Podoba mi się ten zwyczaj, że bilet do kina kupuje się tylko raz. Wchodzi człowiek na salę i potem może sobie siedzieć ile tylko chce, aż do zamknięcia. Zwykle odbywają się cztery seanse. Na pierwszym obserwuję suknie aktorek, w czasie drugiego przyglądam się dokładnie grze aktorów. Podczas następnego analizuję akcję i dialogi. Wreszcie podczas ostatniego zwracam uwagę na pejzaże, na przyrodę i zwierzęta, jeśli takowe w filmie są.

A: Ja się nie zdążyłam przyzwyczaić, że do kina wpuszcza się ludzi przez cały czas wyświetlania filmu. Zawsze się denerwuję, że za jakiś czas, ktoś prędzej czy później potrąci mój kapelusz albo nadepnie mi na palec. I w dodatku co kilka minut zapala się światło na widowni. Taśma rwie się raz za razem. Poza tym film jest podzielony na akty. Każdy ma od 8 do 12 aktów, i tyleż zaplanowanych na zmianę taśmy przerw w wyświetlaniu filmu.

B: A ja bardzo to lubię. Mogę wtedy podzielić się z moimi towarzyszami wrażeniami. Snuję wtedy domysły, czy bohater ożeni się córką farmera, którą uwolnił z rąk Indian. I lubię też tę chwilę, kiedy po zakończeniu seansu na salę wkracza dumnie stary bileter uzbrojony w potężnych rozmiarów aparat. Unosi go w górę i rozpyla deszcz orzeźwiającej „wody leśnej”.

A: Wszystko po to żeby odświeżyć powietrze. Ciekawe czy kiedyś na Karolewie też otworzą kino?

Scena IV

Miejsce akcji: ul. Wileńska, willa Gundelachów

Gundelachowie

B: Mawiają w okolicy, że kto nie zna nazwiska Gundelach ten nic nie wie o historii Karolewa. A niejeden kiedy chciał obdarować swoją damę najpiękniejszymi różami udawał się nie gdzie indziej, tylko do jego oranżerii.

A: Wiem, że ród Gundelachów przywędrował do Warszawy z Nadrenii, czy z Saksonii za królem Augustem, elektorem saskim, przyszłym królem Polski. Znajdowały się w owym czasie wśród przybyszów bractwa różnych stanów, najwięcej było rzemieślników. Gundelachowie osiedli w stolicy. Domy po polsku prowadzili, dzieci wychowywali w duchu patriotycznym i po chrześcijańsku. Ale jak znaleźli się w Łodzi?

B: Eugeniusz Gundelach przyjechał tutaj do swojej starszej siostry Wiktorii. Był już wtedy po szkołach ogrodniczych i praktykach w Dreźnie, Hamburgu i Paryżu. Podobno nawet w Belgii i Holandii wytworne ogrody na wzór wersalskich urządzał. A tu w Łodzi spotkał kolegę z praktyk i założył z nim spółkę. Wynajęli teren od Geyera przy Piotrkowskiej i zaczęli uprawę kwiatów i innych roślin. I szło im to całkiem nieźle, bo świeże kwiaty każdego salonu ozdobą, a na brak salonów w tym mieście nie można było narzekać.

A: A jak Eugeniusz Gundelach znalazł się tutaj właśnie, na Karolewie?

B: To miła dla ucha historia, posłuchaj:

Był mroźny zimowy dzień. Delikatne płatki śniegu spadały lekko na ślizgawkę przy ulicy Przejazd. Pary odziane w ciepłe płaszcze i owinięte starannie szalikami sunęły po lodzie w takt muzyki. Wśród nich ona – urocza Julia. Najpierw jechała na łyżwach powoli i pewnie. Wtem, na zakręcie straciła równowagę, na chwilę, i byłaby może upadła i poobijała się biedaczka...!

A: I byłyby może okłady z futra kota konieczne!

B: Ale wypatrzyło ją bystre oko młodzieńca, który ją w mgnieniu oka silnie pod ramię podchwycił. I poczuła się Julia bezpieczną w jego objęciach… A był to właśnie Eugeniusz Gundelach.

A: I był uroczysty ślub w kościele!

B: A jakże, w kościele świętego Krzyża, tuż obok ślizgawki.

A: I pewnie założyli dom wspólny, tu na Karolewie?

B: Tak, osiedli tutaj, bo panna Julia była jedną z pięciorga dzieci Alojzego Balle. Miał on fabrykę jedwabną przy Piotrkowskiej a tu na Karolewie kilka cegielni. To co sam osiągnął podzielił równo pomiędzy swoje dzieci. Julii ta parcela przypadła i młoda para przy ulicy Szlacheckiej wybudowała swój dom.

A: Dom skromny, ale przytulny i wygodny. Pewno grzały go piece kaflowe na węgiel, bo wówczas nie było jeszcze elektryczności i lampy gazowe stały na ulicach. A w salonie stała czarodziejska lampa spirytusowa, jasno świecąca. Zapalano ją tylko na szczególne okazje. I podłogi położono piękne, drewniane, malowane w czarne desenie.

B: Eugeniusz tu na swoim pokazał, że jest ogrodnikiem pracowitym i zaradnym. W niespełna pół roku pobudował dwadzieścia oranżerii, nowoczesnych, oszklonych, z wodą i centralnym ogrzewaniem. Inspekty na osiem okien! Eugeniusz pracował ciężko, kierował ogrodnikami i innymi pracownikami dzień w dzień. I nawet na urlop nie jeździł. I dobrze się im wiodło.

A: I tak przyszedł rok 1916. Tego dnia nastała ciemność za dnia i wiatr się gwałtowny zerwał. Wśród ogrodników zapanował popłoch!

B: Eugeniusz zaniepokojony patrzył w niebo, może się modlił, może liczył, że wiatr rozwieje chmury… Ale nieszczęsny los przysłał na Karolew silny grad. Z nieba leciały kule lodowe wielkości kurzych jaj! Spadały na szklane oranżerie, tłukły szkło, niszczyły szeregi niewinnych róż. Ile zniszczyły to można sobie wyobrazić wiedząc, że co dzień ścinano w ogrodzie trzy tysiące kwiatów. Po gradobiciu trzydzieści osób zbierało całe lato fragmenty szkła, by uporządkować ogród.

A: Biedy Eugeniusz… Nie podniósł się chyba po takim nieszczęściu.

B: Podupadł biedak na zdrowiu, te rośliny to było to co sam zbudował i szczególnie ukochał. Zmarł w kwiecie wieku. Miał 49 lat. Mógł wiele róż jeszcze wyhodować. Zostawił Julię – swoją ukochaną żonę, dwie córeczki i syna. Rodzina nie zajmowała się więcej hodowlą róż, którą grad w jeden dzień może całkiem zniszczyć.

A: Taka jest historia rodziny Gundelach i tajemnica tej willi…

Scena V

Miejsce akcji: ul. Wyspiańskiego, plac zabaw

Osiedle biskupie

A: Fabrykanci to potrafili w XIX wieku zorganizować porządne osiedle robotnicze. A tam gdzie nie miał kto zarządzić powstawały enklawy architektonicznego chaosu, jak na Chojnach, czy Bałutach. Sytuacja mieszkaniowa robotników po wielkiej wojnie nie wyglądała za dobrze. Nawet dzisiaj nadal nie stać robotników na budowę własnych mieszkań, nawet jak dostaną korzystne warunki od państwa.

B: Jednak w dzisiejszych czasach większą przykłada się wagę do budownictwa mieszkaniowego. Taki urzędnik, lekarz czy nauczyciel nie zamieszka już w domu bez oddzielnej toalety zamykanej na klucz, chociażby stojącej na podwórzu. Spodobało się im więc niedawno wybudowane, nowoczesne osiedle domów imienia Montwiłła Mireckiego. Jest tam elektryczność, bieżąca woda i kanalizacja. No i co ważne własne łazienka!

A: A gdzie mają mieszkać robotnicy? Dopiero biskup Tymieniecki pochylił się nad trudnym ich losem. Trapiło go jak tu nadążyć za nowym i w zarodku zniweczyć ten głód mieszkaniowy.

B: Biskup pomyślał sobie tak: jest przecież takie miejsce na Karolewie, za torami, gdzie można by wybudować wygodne domki. Najlepiej dwurodzinne. Na parterze byłaby kuchnia i pokój, no może dwa. I jeszcze dwa na piętrze. Jak komuś przyjdzie ciężko spłacanie kredytu, to górę komuś będzie mógł podnająć. A piesek? Gdzie będzie biegał? Najlepiej w przydomowym ogródku. A dzieciom trzeba będzie wybudować zieleniec, żeby się niebożęta miały gdzie z podobnymi sobie pobawić. Żeby tylko te małe urwisy nie strzelały z procy do sąsiadów… I jak pomyślał, tak uczynił.

A: Wspólny język znalazł z tymi, co to w Łodzi widzieli swą ziemię obiecaną i ojców swoich kontynuowali dzieło. W skład zarządu Towarzystwa Budowy Domków Robotniczych weszli: sam Scheibler, Karol Wilhelm II, Gustaw Geyer i Alfred Biedermann. Wysiłku wiele trzeba było włożyć, więc oprócz ewangelików zainteresował biskup swym pomysłem Ossera i Barcińskiego, wyznania mojżeszowego. Bo przy najpotrzebniejszych budowach w Łodzi nie przeszkadzały różnice w religii, a liczył się wspólny interes.

B: Podczas zebrania łódzkich osobistości podjęto decyzję o zakupie działki od małżonków Plihalów, Matyldy i Leona. Konkurs na projekt osiedla wygrał architekt Wiktor Gessler, a do budowy wzięły się ochoczo firmy Trud i Żelazobeton. Tak zaczęło powstawać pierwsze tego typu osiedle nie tylko w Łodzi, ale i w Polsce.

A: Dobrze się biskup głowił skąd tu na to wszystko wziąć pieniądze. Na początek 1 zł od każdego robotnika zatrudnionego w danej fabryce dało w sumie 500 tysięcy zł kapitału zakładowego. W tym znalazły się też wpłaty prywatne i kredyty państwowe.

B: Potrzeby były wielkie. Biskup się głowił jakby za te pieniądze zbudować jak najwięcej domów dla potrzebujących. Cegieł w Łodzi nie brakowało, nawet na samym Karolewie. Ale cegła droga. No to zamiast cegły użyto żużlobetonu. Ale cóż to był ten żużlobeton?

A: Była to amerykańska technologia, którą podpatrzył Tymieniecki. Żużel poodchodził z elektrowni łódzkiej. I to bezpłatnie. Ale jak to bywa z tego typu eksperymentami, czasami się nie powiodą. Materiał ten nie sprawdził się w polskich warunkach klimatycznych. Ściany pękały, a kilka domów groziło zawaleniem. Domy w końcu i tak obmurowano cegłami, co znacznie podniosło koszty! Biskup marzył o 830 domach, a na koniec zbudowano 98.

B: Pomysł Tymienieckiego, że raty za dom będą odliczane z przyszłych wypłat nie przypadł do gustu fabrykantom. I tak w końcu na tak zwanym osiedlu biskupim zamieszkali głównie urzędnicy elektrowni łódzkiej, która wniosła do towarzystwa budowy znaczny kapitał.

A: Kto tu zamieszkał mógł korzystać z bieżącej wody. Płynęła ona z pomocą wieży ciśnień. Urządzono też pralnię osiedlową i świetlicę do spotkań. Ulice wyłożono brukiem, w ogródkach się zazieleniło, a życie płynęło w spokoju, niekiedy przy wtórze harmonii i pośród zapachu zalewajki.

Scena VI

Miejsce akcji: ul. Wileńska, willa Leona Plihala

Willa Leona Plihala

Etiuda wokalno-muzyczna w wykonaniu grupy muzyków z Akademii Muzycznej w Łodzi

A: O panie pomyliły wille. To willa Leona Plihala, a przecież raut wydaje Karol! Willi Karola z żadną inną pomylić nie można, bo jest bardzo nowoczesna…

B: Leon Plihal, ojciec Karola, już przed wielką wojną dom z prawdziwego zdarzenia zbudował, kiedy mu fabryka zaczęła dobrze prosperować. Projekt bardzo udany. Wzrok przyciąga wieżyczka, taras, balkony i różnego kształtu okna. Nie mogło zabraknąć witraża z dwoma rajskimi ptakami według mody wiedeńskiej. Gospodarz pomyślał też o obszernym ogrodzie, wspólnym dla dwóch willi, o oranżerii i dużym basenie.

A: Miło jest korzystać z basenu, ale my wkrótce jedziemy nad morze, do Zopot. Pojedziemy tam koleją, oczywiście kaliską. Tak jak inni wielcy tego świata. Czytałam w prasie łódzkiej jak to w czerwcu 1925 roku w przedziale ekspresu z Paryża do Warszawy o godz. 6.00 rano przez peron I Dworca Kaliskiego przejeżdżała sławna polska uczona Maria Skłodowska-Curie. Niestety pani Maria podczas przejazdu przez Łódź jeszcze spała. Grupa reporterów pozostała na peronie zawiedziona. Nikogo z czynników oficjalnych miasta nie było. Na cześć Skłodowskiej pobliską dworcu ulicę Podleśną przemianowano i nadano jej nazwisko uczonej.

B: A znasz tę opowieść, jak to w Łodzi król szedł piechotą? Nie wykazuj takiego zdziwienia. Ten fakt miał miejsce w lutym 1916 r. O godz.16.30 przybył na Dworzec Kaliski sam król saski Fryderyk August. Witali go na peronie miejscowi niemieccy notable, cywilni i wojskowi. Król opuścił wagon i mimo że czekały samochody, poszedł pieszo przez Park Poniatowskiego. Dokonał tego przez szacunek dla patrona parku, którego postać wysoko cenił. Stamtąd udał się już samochodem do Grand Hotelu, gdzie odbyła się z udziałem króla uroczysta kolacja.

A: My też dziś mamy uroczysty wieczór. Zmierzajmy już do will. I panie też niech czasu nie tracą, bo godzina rautu się zbliża.

Scena VII

Miejsce akcji: ulica Krzemieniecka 2a, Poleski Ośrodek Sztuki

Willa Karola Plihala

A: Już się nie mogę doczekać kiedy będziemy spacerować po molo w Zopot i łapać ostatnie promienie słońca przed zimą.

B: Tak moja Droga, ostatnio jakaś taka blada jesteś, a lekarz zalecił wyjazd do wód, nad polskie morze. Zaznasz tam na pewno dobroczynnego działania powietrza i wody morskiej. Z pewnością w parku albo na promenadzie spotkamy kogoś znajomego z Łodzi. Zabierz też swój strój do gry w tenisa. Wizyta na sopockich kortach obowiązkowa.

A: Ja tam bym wolała posiedzieć nad ciasteczkiem czy torcikiem i przy „pół czarnej” w kawiarni zapełnionej szczelnie, nie tylko kobiecą klientelą. Albo pójść do restauracji z dancingiem. A może w Zopot sam Kiepura będzie dawał koncert?

B: Widzę, że na samą myśl o wyjeździe już lepiej wyglądasz. A na wyścigach konnych to dopiero nabierzesz rumieńców! Choć pójdziemy do garderoby. Zanim rozpocznie się raut pokażę ci co sobie sprawiłam na wyjazd!

Etiuda taneczna w wykonaniu zespołu Off Harnam

Głos z off:

B: Jak odnajdujesz mój strój kąpielowy?

A: No chyba nie chcesz się w tym pokazać ludziom! Ten model był może i dobry, ale łagodnie mówiąc w zeszłym sezonie. Przecież dziś panuje zupełnie inna moda?! Ostatni numer czasopisma Bluszcz zaleca zawsze najlepszy dystyngowany czarny trykot, bawełniany, wełniany lub jedwabny, zależnie od budżetu. Panie mogą dziś przychodzić na plażę w kostiumach złożonych z bluzeczki na ramiączkach i krótkich spodenek. Nikogo to już nie dziwi. I wskazana jest też fantazja w doborze gumowego czepka. Powinnaś włożyć coś w czym będzie Ci szczególnie do twarzy. Do tego taki włochaty płaszczyk kąpielowy i już jesteś gotowa na wszelkie ewentualności sezonu nadmorskiego.

(na scenę wchodzi B w kostiumie)

B: Już prędzej odzieję ciało w plażową piżamę. Taki kombinezon z szerokimi nogawkami i luźną koszulą najlepszy będzie dla mnie we wzorzyste barwne desenie!

A: Wyszukałam dla ciebie coś adekwatnego z kolekcji letniej Plihala. Znajdź, leży tam gdzieś w salonie!

B: Jeszcze głowy nie straciłam! Nie myśl sobie, że ja tak przed ludźmi się będę odkrywać! Dekolty to ja w operze z loży mogę pokazywać. A ty stosuj te modowe rady dla siebie. Lepiej sama nie zapomnij o zabraniu kilku wizytowych toalet, bo na pewno przypadnie nam w udziale jakieś bezceremonialne spotkanie towarzyskie.

A: Miałaś na myśli coś takiego?

(na scenę wchodzi A w złotej sukni wieczorowej)

B: Twoja toaleta wydaje się zwracać uwagę swoją ekstrawagancją, ale nie jest zbyt przeładowana. Będzie odpowiednia na większe przyjęcia wieczorne. Widzę, że w doborze strojów masz odpowiedni smak, umiar i zmysł estetyczny. W tym możesz się ludziom pokazywać.

A: Muszę się tylko ładnie poruszać. Nieodpowiedni chód może zepsuć najlepszy strój. Nie ma nic gorszego niż chód skaczący. Te drobne urywane kroki – to wygląda jak jakiś dziwny egzotyczny taniec. Zręczność i jeszcze raz zręczność, oto najnowszy zew dzisiejszej mody. W sukniach żadnych gorsetów czy przecinania sylwetki, nie nazbyt wysokie obcasy i chód harmonijny i powiewny, ledwo stopą dotykający ziemi.

B: A masz odpowiednią perfumę?

A: Musze sobie takową sprowadzić! Żebym tylko zdążyła!

B: Tylko pamiętaj: lepiej żadna niż tania, i nie daj Boże przenikliwa, ostra, zatruwająca powietrze w promieniu kilkunastu metrów dookoła uperfumowanej nią damy. To źle robi na nerwy i na sprawność mózgu.

A: O! Możemy powoli zaczynać nasz raut. Muzycy już są! A ty może załóż wreszcie coś stosownego do bieżącej chwili.

Etiuda wokalno-muzyczna w wykonaniu grupy muzyków z Akademii Muzycznej w Łodzi

(Wchodzi B w stroju wieczorowym)

B: Karola jeszcze nie ma?

A: Karol jeszcze przy interesach, ale na pewno do nas dołączy! Jest koniunktura na wyroby trykotowe to bracia Plihalowie muszą pilnować przedsiębiorstwa. Takie czasy!

B: No ale jest prosperity to jest i nowoczesna willa, stylowe żyrandole i ładne drzwi wahadłowe. Ogrodnik ma dobrą zapłatę to i róże w ogrodzie kwitną. A wśród miłych gości czas szybko upłynął.

A: (Podziękowania)

B: Niech dźwięki muzyki poprowadzą państwa na salony Plihala. Tak zakończymy naszą dzisiejszą podróż do czasów międzywojnia.

Etiuda wokalno-muzyczna w wykonaniu grupy muzyków z Akademii Muzycznej w Łodzi. Zwiedzanie siedziby Poleskiego Ośrodka Sztuki.

Źródła:

Bonisławski R., Podolska J., Spacerownik łódzki , Biblioteka Gazety Wyborczej, Łódź, 2008.

Gicgier T., Wędrując z mikrofonem. Dzielnice Łodzi, Oficyna Bibliofilów, Łódź, 1994.

Golicka-Jabłońska M., Wirtualne Muzeum Karolewa [w:] Kronika Miasta Łodzi nr 4, 2014, s. 127-132.

Kowalski W., Łodzi Dawnej Lamus, WIST, Łódź, 2008.

Hojnacka K., Współżycie z ludźmi. Kodeks towarzyski,1939.

Hojnacka K., Podręcznik kobiety eleganckiej, Nakładem Kazimierza Kotlarskiego, 1922.

Koliński M., Łódź między wojnami. Opowieść o życiu miasta 1918-1939, Wydawnictwo Piątek Trzynastego, Łódź, 2007.

Kulesza P., Michalska A., Koliński M., Łódzkie kina. Od Bałtyku do Tatr, Dom Wydawniczy Księży Młyn, Łódź, 2015.

Kusiński J., Bonisławski R., Janik M., Księga fabryk Łodzi, Wydawnictwo Jacek Kusiński, 2009.

Łopatyńska H. M., Po słońce i wodę. Moda i obyczaje plażowe, Muzeum Etnograficzne im. Marii Znamierowskiej- Prufferowej w Toruniu, Toruń, 2011.

Pawlak W., Minionych zabaw czar, Oficyna Bibliofilów, Łódź, 2001.

Wilmański J., Antykwariat przy Piotrkowskiej, Krajowa Agencja Wydawnicza, Łódź, 1983.

Wojalski M. Z., Koleją do ,,ziemi obiecanej”, Widzewska Oficyna Wydawnicza ,, Zora”, Łódź, 2000.

Ogłoszenia [w:] Nowy Dziennik Łódzki 29 X 1932

Strony internetowe:

http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/657917,zabytkowe-rezydencje-plihala-na-karolewie,id,t.html

http://baedekerlodz.blogspot.com/2016/04/poleskie-imperium-leona-plihala.html

http://tplodzi.republika.pl/osiedle_biskupie.html

http://muzeumkarolewa.wix.com/wirtualne#!szkic-historyczny/c1km0

http://lodz.wyborcza.pl/lodz/1,44788,20467165,lodzkie-osiedla-zie

472 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page